Wybierz region

Wybierz region

Επιλέξτε μια περιοχή

Fontanna Heraklionu i jej ciekawe dzieje

   Zamiast placu widać tylko tłum ludzi. Słychać poruszenie i wiwaty. Zamożni mieszczanie i biedota w łachmanach, próbująca przecisnąć się bliżej centrum wydarzeń. Stamatinos, mały chłopiec o oczach ciemnych jak węgielki, ubrany w znoszoną koszulę, próbuje dostać się bliżej. Mimo szturchańców od starszych, nie poddaje się, przeciskając się między ich nogami. Jeszcze parę metrów kluczenia pośród ciał rozemocjonowanej ciżby i wreszcie, udaje się! Mała główka wychyla się w pierwszym rzędzie stłoczonych postaci. Trwa oficjalne przemówienie. Uroczystość. Chłopiec patrzy z zaciekawieniem na budowlę, jakiej jego oczy jeszcze nie widziały. Wielka, piękna fontanna. Wznosi się ona ponad powierzchnię placu, ma osiem półokrągłych płatków, ozdobionych rzeźbami. Stamatinos widzi wykute w kamieniu delfiny (o, tak, podziwiał je niedawno, baraszkujące w morzu za wielkimi murami!), muszle trytonów, są też jakieś mityczne stwory oraz weneckie herby. Konstrukcja wypełniona jest wodą a na jej szczycie lśni pyszny posąg mężczyzny. Chłopiec nie słyszał jeszcze o Posejdonie, zastanawia się więc, kto to taki. Ale najbardziej zadziwiają malca wyrzeźbione głowy czterech lwów. Nie do wiary, z ich otwartych paszcz tryska woda! Stamatinos nie patrzy już na prężących się oficjeli, na eleganckie toalety weneckich dam. Mieszka z owdowiałą matką (ojciec zmarł tragicznie w wypadku przy budowie okrętu) i czwórką rodzeństwa w ubogim domku przy murach. Przeciska się z powrotem między kolanami oniemiałych mieszkańców Kandii i wybiega z placu. Musi o wszystkim donieść rodzinie! Tam są lwy plujące pitną wodą!

Foto: Plac „Liondaria” i fontanna w jego centrum

   Jest dzień 25 kwietnia 1628 roku, świętego Marka, patrona matki-Wenecji. Znajdujemy się w Kandii, stolicy Krety, w dzisiejszym Heraklionie. Uroczystość, która poruszyła małego Stamatinosa, jest celebrą na cześć otwarcia nowego systemu (jego budowa trwała 14 miesięcy), nawadniającego umęczone miasto. Jego ludność od dziesięcioleci narzeka na problemy z wodą, którą wybierać trzeba z setek studni, ale życiodajny płyn jest w nich często półsłony! Da się w tym zrobić pranie, ale aby zaspokajać pragnienie, większość ludzi korzysta z gromadzonej w zbiornikach deszczówki. Miasto nie posiada bijących źródeł wody pitnej a problem pęcznieje co roku gorącym, kreteńskim latem. Na jednym z placów Kandii stoi wprawdzie oddany wcześniej zdrój, pamiątka po sławnym generale Giovanni Matteo Bembo, ale nie jest on wydajny i nie zabezpiecza potrzeb ludzi. Dynamiczny, wenecki zarządca miasta, Francesco Morosini ma ambicje, by zmienić tę sytuację. Zatrudnia świetnych architektów (Zorzi Corner, Raffaello Monnani oraz Francesco Basilicata) i postanawia podarować miastu świeżą, bezpieczną wodę. Skoro w obrębie potężnych murów Kandii nie ma źródeł, wodę należy doprowadzić spoza miasta. To śmiały plan, ale nie przeraża on Morosiniego i jego świty. Jako idealne do nawodnienia stolicy wybrane zostają obfite źródła niedaleko miasteczka Archanes, źródła bijące na zboczach mitycznej góry Juchtas (Γιούχτας), której sylwetka góruje nad całą okolicą. Kilkanaście kilometrów od weneckiej metropolii. Cel w teorii jest prosty: górska woda ma przez cały rok bić w centrum Kandii i służyć jej mieszkańcom. Aby to zrobić, potrzebny jest akwedukt i inżynierowie już rysują jego projekt. Budowla ma liczyć 15 kilometrów długości! Akwedukt ma docierać aż do centrum miasta (w rejon placu zwanego dziś Placem Wolności/ Πλατεία Ελευθερίας, lub Astorią) a stamtąd woda dopływać ma do głównej fontanny (od strony dzisiejszej ulicy Dedala/ Δαιδάλου), lśniącej pięknem na wzór budowli ze sławnej na cały świat matki-Wenecji. Śmiały plan udaje się zrealizować. Kandia, w owym czasie jedno z najważniejszych miast całego regionu, uzyskuje dostęp do świeżej, krystalicznie czystej wody. Tak niewiele, zdawałoby się z dzisiejszej perspektywy, a tak wiele. W pamiętnym dniu świętego Marka, fontannę błogosławi dwóch duchownych, rzymski i grecki, a zgromadzony tłum wychwala potęgę i szczodrość Wenecji (panowanie weneckie na Krecie można by określić jako „cierniste”, ale tamtego, szczęsnego dnia schodzi to na chwilę na dalszy plan).

Foto: Fontanna Morosiniego wieczorną porą

   Fontanna, która do dziś zdobi plac, zwany potocznie „Liondaria” (τα Λιοντάρια), czyli „Lwy” (oficjalnie nosi on imię Eleftheriosa Wenizelosa), jest w epoce weneckiej prawdziwym technicznym cackiem. Osiem „płatków”, tworzących jej kształt, to w istocie udana próba zwiększonego dostępu ludzi do wody, gromadzącej się w basenie. Dzięki takiemu zabiegowi, wodę mogło nabierać równocześnie nawet 40 osób! (nalewano ją do zanurzanych w wodzie naczyń). Akweduktem dopływało tu z gór nawet 1000 beczek źródlanej wody dziennie! Morosini ogłosił odrębny akt prawny, który regulował zasady korzystania ze zdroju. W swojej skromności ufundował też rodzaj miejskiego medalu, na którego jednej stronie znajdowała się nowa fontanna, a na drugiej sam włodarz. Lwy stanowią ciekawostkę tej fontanny, gdyż nie są to zwierzęta kojarzone symbolicznie z wodą. W tym jednak przypadku ich obecność ma nawiązywać do niegdysiejszej potęgi Wenecji. Prace konserwatorskie sprzed kilkunastu lat, pozwoliły na odkrycie przy fontannie ważnego elementu całego systemu nawadniającego. Otóż, przy fontannie istniał zbiornik-studnia, głęboki na 21 metrów (!), magazynujący wodę napływającą z akweduktu (na marginesie, jego fragmenty do dziś możemy podziwiać w okolicach Knosos, w miejscu Karidaki/ Καρυδάκι oraz Vlichia/ Βλυχιά). Dodatkową, ważną częścią wodnego układu była swoista konstrukacja „piramidy”, która znajdowała się między zbiornikiem wody a fontanną: dzięki niej powstawało podciśnienie, wypychające wodę do paszczy lwów, niepotrzebne były więc żadne pompy.

Foto: Plac i fontanna w słoneczny, wrześniowy dzień

   Zabytek ten doczekał do naszych czasów w niezłej formie (pomogły w tym prace konserwatorskie z XX wieku), jednak przez wieki podlegał pewnym zmianom. Po pierwsze, z fontanny, wskutek nieznanego wydarzenia (być może trzęsienia ziemi), zniknął marmurowy posąg Posejdona (musiał być wielki, skoro obiekt nazywano też kiedyś Fontanną Giganta/ η Κρήνη του Γίγαντα). Po drugie, w czasach późniejszego panowania Osmanów, fontanna przystosowana została do oczyszczających ablucji muzułmanów, przed wejściem do meczetu, w który zamieniona została stojąca naprzeciwko (do dziś) rzymskokatolicka bazylika św. Marka.  Aby było to możliwe, władze osmańskie poleciły nacięcie „płatków” podstawy budowli i umieszczenie w nich specjalnych kurków (obecnie nie ma już po nich śladu). Wreszcie, w 1847 r. Turcy zbudowali przy fontannie szereg kolumn, które zmieniły wygląd zabytku i które rozebrano w 1900 r.

Foto: O poranku. Za fontanną dwie knajpki specjalizujące się w wyrobie smakołyku bugatsy

   Plac, którego centralnym punktem jest do dziś fontanna, również ma ciekawą historię i „wiele widział”… Dziś nie najlepiej to widać, ale jego pierwowzorem był sam Plac św. Marka w Wenecji. Najpotężniejsza, dawniej stojąca przy nim budowla, nie zachowała się do dziś (marne szczątki pozostają ukryte poza niskimi budynkami handlowymi po północnej stronie placu). To okazały Pałac Książęcy (Palazzo Ducale), który popadł w ruinę około XIX wieku. Zachowała się natomiast bazylika św. Marka (obecnie pinakoteka miejska) oraz wenecka loggia, odbudowana z ruin tuż przed II wojną światową.

Foto: Fontanna a za nią wenecka bazylika św. Marka

   Plac, po którym spacerujemy dziś beztrosko, racząc się specjałami z tutejszych kawiarń, knajpek czy ulicznych punktów z gyrosem, widział wiele. W czasach weneckich w tym rejonie istniał targ zbożowy, ale gorszą sławę przydał temu miejscu istniejący do końca XIX wieku targ niewolników, „sklavopazaro” (το σκλαβοπάζαρο). Sprzedawano tu kobiety z Afryki czy Cypru. Targ niewolników istniał w tym miejscu już w czasach okupacji arabskiej (IX-X w.), gdy uważany był za największy w całym Lewancie… W początkach XIX wieku zgładzono tu janczarów, którzy mieli inne niż sułtan poglądy polityczne. Plac ten był również popularnym miejscem wieszania powstańców kreteńskich, przeciwstawiających się władzy osmańskiej. Do początków XX wieku plac był strefą bardziej prestiżową, kontrolowaną przez przedsiębiorców turkokreteńskich i było tak jeszcze za czasów przejściowego Państwa Kreteńskiego (lata 1900-1912). W latach 30. teren ten stał się popularnym miejscem spotkań czy posiłków lokalnej społeczności a po przybyciu w 1922 r. grekoprawosławnych uchodźców z Azji Mniejszej, wielu z nich otworzyło tu swoje sklepiki (wraz z wymianą ludności Turkokreteńczycy wysiedleni zostali do nieznanej im Turcji, kryterium było wyznanie). Echa tamtej uchodźczej fali nadal możemy poczuć… w żołądku, i to ze smakiem! Jak to możliwe? Jednym z pierwszych sławnych, greckich sklepików przy fontannie Morosiniego (tak powszechnie nazywa się ją teraz), był lokalik z pyszną, kremową przekąską wschodniego pochodzenia, bugatsą (η μπουγάτσα). Otworzył go tu w okresie międzywojennym pan Apostolos Salkindzis (Απόστολος Σαλκιντζής), który do Heraklionu przybył ze Smyrny. Jego lokal nazywał się – ależ to oczywiste – „Lwy” (Leondaria/ τα Λεοντάρια). Tradycję tamtej pierwszej na tym placu bugatsy do dziś podtrzymuje jego wnuczek Janis, prowadzący obok fontanny knajpkę „Filo-sofijes” (Φυλλο-σοφίες; gra słów „ciasto filo” i „filozofie” oraz „mądrości”), ale swoją sławę w produkcji i serwowaniu bugatsy ma już też od dziesięcioleci konkurencyjna knajpka „Kirkor” (Κίρκορ), znajdująca się tuż obok. Jestem przekonany, że bugatsa z dzisiejszego placu bardzo smakowałaby małemu Stamatinosowi z renesansowej Kandii 😉

Foto: Bugatsa z jednej z knajpek przy fontannie, palce lizać!

   Dziś plac i prowadzące do niego uliczki są deptakami, ale nie zawsze tak było. Dopiero w 1979 r. wstrzymano tu ruch samochodowy. Teraz aż trudno to sobie wyobrazić. Knajpki, kawiarnie, sklepy z pamiątkami, beztroska zabawa dzieci, to sceneria dzisiejszych „Liondaria” („lwy”), jak powszechnie nazywa się ten plac w mieście. Wizyta przy fontannie to obowiązkowy punkt wielu wycieczek, ale umawiają się tu chętnie również mieszkańcy miasta. Fontanna wytycza nadal „serce” tego miasta, prawie 400 lat po swoim powstaniu.

Jeśli zajrzycie tu po raz pierwszy lub też zajrzycie ponownie, może te dawne dzieje staną Wam na chwilę „przed oczami”. Może, tak jak mały Stamatinos, ujrzycie wenecki orszak i usłyszycie radosne wiwaty miejskiego tłumu… Woda to życie.

Pozdrawiam, Tomasz Kozłowski /  24 czerwca 2020

 

Źródła:

*** Materiały archeologów Βασιλική Συθιακάκη (odysseus.culture.gr) oraz Λιάνα Σταρίδα (profil w serwisie facebook)

*** Praca dyplomowa – Λουκάς Τσατσάκης «Ιστορική και πολεοδομική εξέλιξη της πόλης του Ηρακλείου Κρήτης» (Εθνικό Μετσόβειο Πολυτεχνείο, Σχολή Πολιτικών Μηχανικών, υπεύθυνη καθηγήτρια Αλίκη Τζίκα-Χατζοπούλου, Αθήνα 2013)

*** Portale cretalive.gr, ekriti.gr, kritimono.gr

Dziękuję Ewie Skandali, konsul honorowej RP na Krecie, za inspirację do napisania niniejszego artykułu

P.S. Imię Stamatinos (Σταματίνος), choć dziś w zasadzie nieużywane w Grecji (zastąpiło je popularne imię Stamatios/ Σταμάτιος), pojawia się w dokumentach weneckich epoki. Chłopiec wspomniany w artykule został oczywiście wymyślony przeze mnie, aby choć trochę pomóc nam przenieść się w realia tamtych dni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *